Są takie
pytania, które na archeologa działają rozgrzewająco. Usłyszane po raz setny
wyzwalają gromy z oczu oraz narażają pytającego na uszczerbek na zdrowiu a
pytanego na psychice. Archeolog narażony jest na nie w każdej minucie swojej
pracy zawodowej, a często także i po godzinach. Numerem jeden na top liście
takich pytań jest nieśmiertelne: skąd wiecie, gdzie kopać? Nie ma się co
łudzić, to pytanie padnie zawsze, dlatego każdy archeolog przed wyjazdem w
teren powinien przygotować sobie gotowca i przećwiczyć kilka razy przed lustrem.
Podstawowa odpowiedź
na to pytanie to „po to studiowałem 5 lat, żeby wiedzieć”. Niestety nie
wszystkich to satysfakcjonuje. Drążą temat. Osaczony archeolog, bombardowany
pytaniami pomocniczymi, musi wybrnąć z tej sytuacji i jeszcze zachować swoją
twarz. Przechodzień chce wiedzieć, oczekuje odpowiedzi krótkiej, zwięzłej i
zrozumiałej. A archeologowi przelatują przed oczami wszystkie lata studiów i
praktyk, definicje, pojęcia, ćwiczenia terenowe, zakurzone archiwa i
najnowocześniejsze osiągnięcia techniki – pojawia się zakłopotanie, jak to ująć
w dwóch zdaniach, jak powiedzieć tyle fascynujących rzeczy, żeby słuchacz nie
uciekł i nie wezwał egzorcysty. Sytuacja staje się niekomfortowa dla dwóch
stron: napięcie oczekiwania niczego nieświadomego laika i przeraźliwe
poszukiwanie właściwej odpowiedzi przez archeologa.
A sprawa jest
prostsza niż mogłoby się wydawać. Powszechnie wiadomo, że na świecie istnieją
dwa podstawowe typy poszukiwań: „wiem, czego szukam, to gdzieś tu było” oraz „tak
się tylko rozglądam, jak zobaczę to będę wiedział, czy to to”. W archeologii
jest dokładnie tak samo. Jeśli szukamy, dajmy na to, grobu Czyngis Chana musimy
zacząć od biblioteki, sięgnąć do literatury przedmiotu: od kronik po
opracowania dotychczasowych badań. W takich przypadkach w terenie nie szuka się,
a jedynie weryfikuje hipotezy stworzone przy biurku. Natomiast gdy nie mamy aż
tak skonkretyzowanych potrzeb badawczych, dysponujemy większą ilością możliwości.
Punktem wyjściowym również powinna być kwerenda źródłowa (coraz rzadziej już
wykorzystywana) – przeglądamy literaturę związaną z konkretnym miejscem. Krok
następny to wycieczka samolotem, a najlepiej helikopterem albo balonem. Z lotu
ptaka wprawne oko zauważy każdą nietypową zmianę w terenie lub roślinności,
która może wskazywać na to, że „tam coś jest”. Jednak gdy skrzydeł nam brak, bierzemy
ekipę studentów i ruszamy z pieśnią na ustach w teren, na powierzchniowe
badania terenowe, potocznie zwane powierzchniówkami. Celem wędrówki jest
znalezienie tego, co naturalne ruchy ziemi, kret lub orka (w znaczeniu „zabieg
agrotechniczny”, nie „waleń”) wywlekły na powierzchnię (np. fragmenty
ceramiki). Uzupełnieniem powyższych mogą być badania nieinwazyjne, wykonane za
pomocą nowszej (niż student) technologii. To już są bardzo skomplikowane
sprawy, czyli geofizyczne metody prospekcji, wykorzystujące zmiany
przewodnictwa prądu elektrycznego oraz natężenia pola magnetycznego między
obiektem a otoczeniem; oraz metoda fosforanowa – badanie zawartości fosforu w
glebie (jego obecność może wskazywać na występowanie osadnictwa). Praktycznie za
pomocą powyższych metod można dosyć dokładnie określić zasięg stanowiska, a
dzięki zebranemu w trakcie powierzchniówek materiałowi – wstępnie określić jego
chronologię.
W tym miejscu
warto wspomnieć o AZP, czyli Archeologicznym Zdjęciu Polski. Jest to akcja,
zainicjowana w 1978 roku, mająca na celu stworzenie mapy stanowisk
archeologicznych na terenie Polski. Przedsięwzięcie to koordynowane jest przez wojewódzkich
konserwatorów zabytków, a aktualna baza danych znajduje się w Narodowym
Instytucie Dziedzictwa (więcej informacji na stronie NID).
Należy przy tym
pamiętać, że wszelkie poszukiwania w terenie traktowane są jako badania
archeologiczne i jako takie podlegają określonym przepisom. Każdy, nawet
archeolog z uprawnieniami, musi mieć na nie zezwolenie wojewódzkiego
konserwatora zabytków (art. 36 Ustawy z dn 23 lipca 2003 o ochronie zabytków i
opiece nad zabytkami), a niezastosowanie się do przepisu traktowane jest jako
wykroczenie, za które ustawa przewiduje określone konsekwencje (art. 111).
A.L.
A.L.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz