sobota, 30 listopada 2013

Czym właściwie zajmuje się archeologia?

Pytanie to jest tak banalne, że nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi. Zacznijmy od początku, jak w każdej poważnej encyklopedii.

Samo słowo powstało oczywiście z greckiego ἀρχαῖος, czyli dawny, stary i λογία, czyli mowa, nauka – a zatem (taaaa daaaaam): nauka o czymś dawnym. Tym czymś jest, rzecz jasna, człowiek, jego przeszłość kulturowa i społeczna, wszelka działalność materialna oraz niematerialna. Proste, prawda? Niestety to nie wszystko. Sprawę komplikuje nauka zwana historią, która rości sobie prawa do tego samego obiektu badań. Czyżby zatem  archeolog to historyk tyle, że w zakurzonym ubraniu? Nie do końca. Granicą pomiędzy archeologią i historią jest baza źródłowa. I tylko ona, ale też nie zawsze.

Zgodnie z wszelkimi wytycznymi, historia obejmuje dzieje człowieka od momentu pojawienia się źródeł pisanych, które stanowią punkt wyjścia do wszelkich badań. Archeologia natomiast opiera się na wszystkich pozostałych wytworach ludzkiej pomysłowości. Archeolog zatem powinien zadowolić się tymi kilkudziesięcioma tysiącami lat do momentu (jeszcze niezbyt dokładnie ustalonego), gdy pierwszy człowiek postawił pierwszą koślawą literę (tutaj pewnie pojawią się kontrowersje, więc wyjaśniam, że dla potrzeb tego wpisu słowo „litera” to daleko idące uproszczenie tematu). Ale nie! Mało mu! Archeolog objął w posiadanie starożytność, średniowiecze, nowożytność i wpycha się uparcie do współczesności. Z pomocą przychodzi mu Ustawa z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, która zabytek archeologiczny (czyli przedmiot badań archeologa) definiuje jako „zabytek nieruchomy, będący powierzchniową, podziemną lub podwodną pozostałością egzystencji i działalności człowieka, złożoną z nawarstwień kulturowych i znajdujących się w nich wytworów bądź ich śladów albo zabytek ruchomy, będący tym wytworem” (art. 3 tejże ustawy) – czyli wszystko!!! Można się nawet spierać, czy źródło pisane jest zabytkiem archeologicznym – przecież jest wytworem działalności człowieka, i to bezdyskusyjnie. Albo Stadion Narodowy. Oczywiście pozostaje jeszcze otwarta kwestia, czy archeolog ma prawo badać obiekty pochodzenia rzekomo kosmicznego (np. piramidy) ;)

Można zatem pokusić się o stwierdzenie, że archeolog zajmuje się badaniem dziejów ludzkości w oparciu o źródła, które są jej wytworem (a może funkcjonująca w czasach słusznie minionych nazwa „historia kultury materialnej” nie była takim złym pomysłem?). Potocznie mówiąc, archeolog to złomiarz, który zbiera i fascynuje się wszystkim tym, co kiedyś ktoś zbudował, zgubił, wyrzucił, zostawił. I nie można postawić mu bariery czasowej – pomijając problemy natury prawnej, tworzenie jakichkolwiek wyraźnych granic w dziejach człowieka jest wielkim nieporozumieniem. W efekcie archeolog jest w tym względzie bezkarny i depcze porządnym obywatelom po piętach. Trudno przewidzieć jak daleko zajdzie za kilka lat i czym się będzie zajmować. Obecnie wydaje się, że zatrzymał się kilkadziesiąt lat przed chwilą obecną i dopiero nieśmiało się rozgląda po XX wieku.

Wciąż jednak pozostaje delikatna kwestia relacji archeologa z historykiem. Przedmiot badań ten sam, źródła badań poniekąd te same, ale jednak trochę inne cele naukowe. W skrócie można malowniczo ująć to tak: historyk bada, skąd, dokąd i po co idzie człowiek, a archeolog – jak jest ubrany i co ma w walizce. A ponieważ środki materialne mają często wpływ na działania (i odwrotnie), to ciężko jest wydzielić ostrą granicę pomiędzy tymi dwiema dziedzinami. Prawda, niekiedy trudna do zaakceptowania, jest taka, że historyk i archeolog mogą, a nawet powinni wzajemnie się uzupełniać (i tu rozlega się po sali cichy, triumfalny chichot kamieniarzy).
A.L.

czwartek, 28 listopada 2013

To, czego nie chcecie wiedzieć o archeologii

Zadziwiające jest, jak wiele osób „kiedyś” marzyło o tym, by być archeologiem. Z różnych powodów, oczywiście. Jedni chcieli odkrywać złote skarby, inni podróżować po świecie, dotykać tajemnic przeszłości czy przynajmniej chodzić po lasach z wykrywaczem metalu. Taka jest prawda, tak rozumieją archeologię ludzie wychowani na przygodach Indiana Jones’a czy innych mumiach, książkach przygodowych oraz albumach o Starożytnym Egipcie. W większości, rzecz jasna, nie uogólniam. Niektórzy wyrośli z dziecięcych marzeń, nieliczni rozpoczęli studia archeologiczne, a pozostali wciąż w skrytości ducha śnią o awanturniczych przygodach, sławie odkrywcy i dreszczyku emocji, wywołanym uchyleniem drzwi sprzed kilku tysięcy lat. I tu pojawia się problem, bo archeologia to nie jest romantyczne życie samotnego podróżnika, wykopaliska nie polegają na naciśnięciu przycisku w ścianie i unikaniu starożytnych pułapek, a sława i prestiż… no cóż ;)

Trudno w to uwierzyć, dopóki nie weźmie się do ręki pierwszego z brzegu podręcznika do archeologii. Wytyczanie wykopu, niwelacje, plantowanie, dokumentacja i kilka fragmentów ceramiki. A gdzie tu magia, gdzie poezja, gdzie Święty Graal? Nie ma. Słowo honoru, znam kilka osób, które przez to rzuciło studia! Poczuli się oszukani. Zamiast tajemnicy nieśmiertelności i magicznych zaklęć zbawiających świat, musieli uczyć się, jak zrobić analizę statystyczną materiału ceramicznego z miejscowości, o której istnieniu nikt nawet nie wie. Nie lepiej sytuacja wygląda w odniesieniu do tzw. opinii publicznej. Po pierwsze: przyzwyczajonego do piramid i klątw faraonów obywatela ciężko przekonać, że obsydianowe zbrojniki (a cóż to w ogóle jest?) w centralnej Polsce to przełomowe odkrycie. A po drugie: trudno się temu dziwić. Czy Indiana Jones ścigany przez tajemniczych asasynów przedzierałby się przez mazowieckie puszcze, by wydobyć z ziemi kawałek krzemienia, którym ktoś kiedyś ścinał trzcinę?

Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy: archeologia to mozolne przesiewanie na sicie hektarów piasku, rysowanie tysiąca śladów po słupach, stanie kilkaset godzin przy niwelatorze, wreszcie mycie kilogramów fragmentów ceramiki, z których większości i tak nie sklei się w naczynie (a ręce śmierdzą po tym, jak nie wiem co) oraz podpisywanie ich tuszem, a na koniec pisanie grubego opracowania stanowiska, które przeczyta kilka osób w kraju (a rodzina nie będzie się tym nawet chwalić przy świątecznym stole). Zabytków nie szuka się w malowniczych ruinach czy w tajnych katakumbach pięknych katedr. Archeolog najczęściej jedzie do zapomnianej przez świat wioski, w pole, do lasu. Jest zdany na siebie i swoją ekipę. I panią z miejscowego sklepiku. Pracuje w upale i w śniegach, kopie w błocie i glinie, albo zeschniętym na kamień lessie. Ogania się od kleszczy, komarów, much (much jest z każdym dniem coraz więcej) i wędrownych psów. Bolą go kolana, bark i głowa. Rzadko bywa atrakcyjny: latem ma poparzoną słońcem skórę, zimą katar do pasa, a cały rok bąble na dłoniach, kurz na twarzy i brudne włosy. To właśnie jest prawdziwy, z krwi, kości i potu, archeolog. To on porzuca swoją rodzinę (na wiele miesięcy pracy w terenie i długie wieczory pracy w gabinecie), aby odkryć dla świata kilka kilogramów potłuczonych garnków, tony kamieni, jeden szklany paciorek, a jak szczęście dopisze to i jakąś brązową szpilę. A gdy już odbierze z drukarni swoje wypieszczone opracowanie, wypije z kolegami w gabinecie za swój sukces lampkę wina owocowego i wieczorem w kąciku będzie łykał gorzkie łzy, bo ci z katedry średniowiecza odkryli właśnie cały miecz w latrynie.
A.L.

środa, 27 listopada 2013

Księgarnia Archeologiczna – jak marzenie



Księgarnia Archeologiczna to mozolne realizowanie studenckiego marzenia o zebraniu w jednym miejscu wszystkich książek dotyczących archeologii. Z czasem pojawiły się też inne dziedziny, głównie historia, gdyż nie samą archeologią archeolog żyje (marzenie nr 2 – interdyscyplinarność przyszłością nauk humanistycznych). Odpowiedzią na frustracje młodego dokumentalisty stały się akcesoria archeologiczne, przede wszystkim mieszczące się w samochodzie osobowym kratownice oraz skale, wytrzymałe na skwar i gradobicie. I wreszcie rękodzieło, jako namiastka archeologii eksperymentalnej – na początek pracowicie tkane krajki tabliczkowe. To stan na dzisiaj, ale na zapleczu czekają w rządku kolejne wyzwania i plany. 
A.L.

Witam serdecznie na blogu Księgarni Archeologicznej!



Księgarnia Archeologiczna to nie tylko sklep z książkami, to także miejsce, w którym można spotkać specjalistów i pasjonatów wszystkich dyscyplin bardziej lub mniej związanych z archeologią. Taki też będzie w założeniu ten blog. Nie dowiecie się tutaj o najnowszych sensacyjnych odkryciach złotych skarbów czy tajemniczych fundamentów – od tego są inne blogi, portale i serwisy. Tutaj będzie wszystko to, co dotyczy archeologii, a o czym nie pisze się w podręcznikach i na pierwszych stronach gazet (na ostatnich zresztą też). 
A.L.